
|

|








|
|
|
Małgorzata Najdyhor
Ja a Powstanie 44
Głębsze zmiany zaczęły dokonywać się we mnie wraz z zainteresowaniem tematem Powstania
Warszawskiego. Natrafiłam niegdyś na fragment wspomnień Witolda Bartnickiego "Wiktora",
"Kadłubka" ("Pamiętniki żołnierzy baonu Zośka"):
"Wybuchają pierwsze granaty. Potworny huk. Odnoszę wrażenie, że ziemia się kołysze. Widocznie
walą gamony. Ciskam teraz ja. Gamon potrójnie ładowany plastykiem, zakreśla wysoki łuk i nawet
nie dolatuje do środka ulicy. Czuję, że tym rzutem zupełnie się skompromitowałem."
Wkrótce sięgnęłam po tę książkę, która okazała się być interesującą, momentami jednak
niezrozumiałą. Zaczęłam poszukiwać głębszych, bardziej szczegółowych informacji. Baczniej
przyglądałam się również Powstańcom, wyznawanym wartościom i ideałom przyświecającym
warszawskiej młodzieży. Szczególną uwagę zwróciła postać Andrzeja Romockiego "Morro", który
w przyszłości stawiany będzie przeze mnie na wzór.
Przywołując słowa Pawła Romockiego, kierowane w listach do
synów:
"Jesteście z rodu rycerzy, zrosłych wszystkimi fibrami serca z
Rzeczypospolitą i jej sprawami, i tego ducha szlachetnego macie
obowiązek kultywować przede wszystkim w sobie (...)"
Zapatrując się w postawy przodków, zaczęłam wcielać
reprezentowane przez nich wartości w swoim życiu. Rozbudziłam w
sobie miłość do Ojczyzny i historii, a priorytetem stało się dla mnie
kultywowanie tradycji. Poznałam również wielu wspaniałych ludzi,
którzy utwierdzili mnie w słuszności wyznawanych ideałów.
Komentarz Hallmanna:
Poprosiłem Małgorzatę o napisanie refleksji dotyczących powstania
warszawskiego, bowiem swego czasu otrzymałem od niej maila z
którego wynikało, że zmiana jaka w niej zaszła, chęć pracy dla Polski
to wynik podjętych kilka lat temu kroków mających na celu
wyeksponowanie tego powstania i jego bohaterów. Byłem zdania, że
„lans powstańczy” nie jest w stanie zmienić ludzi. A jednak,
połączony ze świadectwami uczestników tego zrywu okazał się dawać
owoce. Poniżej fragment otrzymanego przeze mnie maila (mam
nadzieję, że autorka nie będzie miała mi tego za złe...).
Właściwie wszystko zaczęło się od zainteresowania historią Powstania
Warszawskiego, jedna, druga przeczytana książka... i poleciało. Istotną
rolę odegrała postać Andrzeja Romockiego "Morro", który przyczynił
się do bliższego zapatrywania się w życiorysy i wyznawane przez
Powstańców ideały. I tu pojawiło się we mnie pytanie "Czym ja
kieruję się w życiu?". Zrodziła się jakaś chęć działania,
kontynuowania pewnych postaw i tradycji. Ale później pojawił się też
zastój, kiedy to potrzebowałam czasu na rozważanie pojawiających się
w głowie myśli. Trochę się zniechęciłam, ponieważ nie znalazłam
żadnego poparcia wśród otoczenia, sama zaś nie wiedziałam w jaki
sposób działać, co właściwie robić. I pojawili się ludzie. Na dobry
początek członkowie grup rekonstrukcji historycznych (przy okazji II
Ogólnopolskiego Zlotu Grup Rekonstrukcji Historycznej w
Parczewie), później moja Babcia, której właśnie chyba w najwyższym
stopniu zawdzięczam to, jakim człowiekiem staram się być (chociaż
może jeszcze jako przedszkolak nie zdawałam sobie z tego sprawy;)).
Przełom? Wakacje 2008 w Warszawie, kiedy miałam zaszczyt poznać
żyjących Powstańców. Po prostu niesamowite przeżycie, godzina 17
na Powązkach, później rozmowa m.in. z panem Wiktorem
Matulewiczem "Luxorem" z "Zośki", który to opowiadał mi o
przejściu kanałami, walkach na Czerniakowie, "Bajce"... Albo
poznanie pana Stanisława Sieradzkiego "Śwista"... Tak więc po
powrocie do Parczewa znów zaczęłam się zastanawiać nad sobą, bo
takie siedzenie i biadolenie "bo u nas nie ma Powązek, bo u nas nie
ma organizacji..." nic właściwie nie da. Jest historia, są ludzie - trzeba
tylko robotników, jak sam powiedziałeś.
|
|
|