Wincenty Lutosławski
Zakon kowali



Hierarchia kościelna działa jednolicie na całą ludzkość, jest najpotężniejszym organem życia międzynarodowego, a choć osądza wszystkie wysiłki religijne członków Kościoła i prostuje ich błędy, to głównie pracuje dla najszerszych mas, uwzględniając ich najpilniejsze potrzeby. Ludzie łaknąc przyśpieszenia rozwoju chrześcijaństwa, zawsze tworzyli zakony, osobne rodziny duchowe wewnątrz Kościoła powszechnego, i to życie zakonne było zawsze bardzo istotnym objawem twórczości narodowej. Dominikanie, jezuici i pijarzy dotąd mają piętno narodowe swych założycieli i stanowią wyraz gorącego ducha hiszpańskiego, choć pozyskali członków spośród wszystkich narodów świata. Benedyktyni, franciszkanie, salezjanie są wykwitem włoskiego ducha i mają pewne między sobą pokrewieństwo, które ich przeciwstawia hiszpańskim zakonom, choć niepodobna ująć tego w jakieś określenie. Misjonarze i siostry miłosierdzia wybitnie przedstawiają typ francuskiego ducha swojego założyciela. Wszystkie te zakony powstały jeszcze przed rozbudzeniem się narodowej świadomości, stanowiącej naczelne hasło życia nowoczesnego a jednak kto zna Hiszpanię, ten w jezuicie choćby niemieckim spostrzeże coś hiszpańskiego, a kto zna wielu zakonników różnych, ten nie zaprzeczy, że dominikanin bliższy jest jezuicie niż franciszkaninowi.

Intensywne życie narodowe pobudzi także twórczość religijną w kierunku narodowym i musi doprowadzić do stworzenia zakonów narodowych. Była to myśl Mickiewicza podjęta przez Jańskiego, która doprowadziła do stworzenia zakonu Zmartwychwstańców. Ale zakon ten, od początku pozostający w bardzo ścisłej zależności od jezuitów, nie spełnił oczekiwań Mickiewicza i nie stał się typowo polskim zakonem. Każdy zakon ma za zadanie wytworzenie pewnego typu zakonnika i pewnego rodzaju współżycia.

Dotychczasowe zakony wszystkie były oparte na ślubach czystości, ubóstwa i posłuszeństwa, Ślub taki wyodrębnia tych, którzy go założyli, a im wierniej go dotrzymują, tym ściślej się między sobą zespalają. W XVI wieku św. Józef Kalasanty dodał do tych trzech dawnych ślubów czwarty-ślub nauczania i stworzył ty pijara. W XIX wieku ojciec Hecker stworzył zgromadzenie bez ślubu posłuszeństwa, które istnieje w Ameryce pod nazwą paulistów. Poza ślubami różne inne zobowiązania zawarte w regułach zakonnych określają zakonników. Gdyby w jakimś zakonie uznano wszelką obmowę za grzech najgorszy i ślubowano wystrzeganie się wszelkiego ujemnego sądu o bliźnich bez podstawy i potrzeby, to powstałby typ niezwykle miłego przez swoją wyrozumiałość i serdeczność zakonnika, różniący się od dotychczasowych mnichów, zbyt łatwo jeszcze ulegających pokusie sądzenia bliźnich.

Powstaje pytanie: na czym mógłby się oprzeć najbardziej polski w swej istocie zakon religijny, jakie najważniejsze cech musiałby krzewić, jakie wady i grzechy najgorliwiej zwalczać, jakich zobowiązań wymagać od swych zakonników? W jaki sposób taki zakon najskuteczniej mógłby się przyczynić do spełnienia polskich narodowych zadań? Odpowiedź na te pytania da przyszły rozwój życia narodowego, lecz tymczasem da wolno zaczerpnąć z dotychczasowego doświadczenia kilka wskazówek.

Jeden z papieży przytaczał jako główną przyczynę upadku Polski wyjątkowo częste w tym kraju katolickim rozwody, czyli unieważnienia małżeństwa, osłabiające życie rodzinne i przez to podkopujące życie narodowe. Dla wszystkich narodów prawo jest surowe w tym względzie, więc jak wytłumaczyć, że tylko w Polsce obserwuje się to dziwne zjawisko, iż w ostatnim pokoleniu kilku najznamienitszych Polaków unieważniło własne lub cudze małżeństwo, by móc połączyć się ze swą wybranką? Wszak nie przytaczając nazwisk wolno nam zaznaczyć, że kilku najsławniejszych w całym świeci Polaków znajduje się w tym położeniu. Jeden z największych wieszczów, duch wielkiej czystości i szlachetności, notorycznie popełniał cudzołóstwo i ożenił się na życzenie ojca swego z kobietą nie kochaną, kochając inną. Inny napisał poemat, w którym głosił, że gdyby na kobietę zawołano „żono” - już ją żywcem pogrzebano. W pamiętnikach z dawnych czasów napotykamy ciągłe wzmianki o rozwodach, a bardzo rzadko jakiś wyraz oburzenia na te lekkomyślne małżeństwa , które nierozważnie zawierano, by je potem unieważniać. W związku z tą niestałością małżeństw są straszne konflikty i starcie między rodzinami a dziećmi. Widzimy zachwiany byt rodzinny, pomimo czasem nawet niepospolitej szlachetności ofiar takich tragedii. A komuż więcej potrzebna jest doskonała i święta rodzina, jakiej wzory dały nam niektóre historyczne rody naszych najznakomitszych hetmanów! Ich dwory były szkołą życia dla młodszych, a choć się na nich ochoczo bawiono, miały powagę klasztorów, w których panuje tradycja przodków. Polak czuje bardzo wielką potrzebę rodzinnego życia, toteż gdy małżeństwo mu się nie uda, z większą bezwzględnością rwie niemiłe więzy, niż czyni to Francuz lub Włoch. A kiedy ujrzy możliwość harmonijnego z kimś pożycia, nie ogląda się na przeszkody i rad by prawo nagiąć do swej woli, zamiast potajemnie prawo łamać, jak to czynią wśród łacińskich narodów.

To dążenie, tak silnie zakorzenione w polskiej duszy, wskazuje kierunek dla życia religijnego Polaków. Potrzebują oni pogłębienia i uświęcenia związku rodzinnego, stworzenia warunków, w których by mogły powstawać doskonałe rodziny, a to można osiągnąć jedynie wprowadzając całe rodziny do zakonnego życia. Wybierzmy kilkanaście małżeństw, połączmy je w jednej gminie dla wspólnej pracy twórczej pod duchowym kierownictwem ludzi, którzy naprawdę z Bogiem obcują. Zaprowadźmy między nimi obyczaje zakonne – częste korzystanie z sakramentów kościoła, wspólną modlitwę, jednolite kierownictwo celowych wysiłków, zebrania podnoszące ducha, solidarność materialną wszystkich, wspólną tradycję obyczajów i przekonań. Taka gmina rychło się odznaczy od innych swoim duchem. Praca w niej każdego dla wszystkich nie pola do zwykłych starć ekonomicznych, które pociągają za sobą straty dla obu stron walczących. Więc praca ta zakonna będzie bardziej wydajna niż współzawodnictwo pracy świeckiej. A jeśli duch podniosły zagości na stałe w gminie takiej, to niewątpliwie odbije się na przede wszystkim na gatunku dzieci w niej przychodzących na świat: będą w tym otoczeniu częściej niż gdzie indziej rodzić się tacy ludzie, którzy przynoszą więcej, niż świat im dać może, i rosną ku największej radości rodziców. Jakaż większa radość ludzka istnieć może niż światło, jakim świeci geniusz lub świętość w dorastającym pokoleniu? Dotąd święty, podobnie jak geniusz, a szczególnie genialny święty napotykał opór i prześladowanie ze strony najbliższych. Wydawało się to prawem powszechnym i nieubłaganym, że każdy krok wybranej jednostki przybliżającej ją do Boga musiał być okupiony bólem ciężkim i walką. Ale jeśli stworzymy czynem woli ofiarnej odrębne warunki społeczne choć w jednej gminie, specjalne dla powołania do życia leniuchy i świętych, a szczególnie genialnych świętych, to zdołamy powołać do życia wiele duchów Bożych, które może na taką sposobność czekają , by służbę ziemską rozpocząć. Tak jest istotnie. Wcielenie Chrystusa było przygotowane przez wieki, w ciągu wielu pokoleń. Podobnie wcielenie każdego wielkiego człowieka wymaga przygotowania. Lecz dotąd ludzie nic po temu nie czynili, wszystko w tej mierze pozostawiając wyłącznie Bogu. Ci którzy najgoręcej tęsknili do życia doskonałego, uciekali od świata, wyrzekali się życia rodzinnego. Życie rodzinne wydawało się im dalekie od doskonałości, a szczęście wielu małżeństw nietrwałe. Ale w istocie życia rodzinnego wcale nie tkwi samolubstwo ani brak ofiary. Stosunek małżeński jest polem najcięższych ofiar, gdy oboje małżonkowie postanowili sobie, że będą służyć Bogu, wzajemnie się wspierać w tym dążeniu, nic dla siebie nie wymagając, wszystko z siebie dając innym w ochoczej i raźnej służbie. Byłaby to praca religijna nie mniej skuteczna niż praca w dotychczasowych zakonach i stworzyłaby typ człowieka rodzinnego tak odrębne, różny od innych, jak jezuita lub dominikanin różni się od bernardyna.

Cała rozmaitość dotychczasowych zakonów opiera się na trzech tradycyjnych ślubach zakonnych: czystości, ubóstw i posłuszeństwa. Zakon mający na celu doskonałość małżeńską i rodzinną potrzebuje nowych podstaw. Czystość zakonna dotychczasowa wyklucza płodność. Istnieje czystość małżeńska, o której rozpustnice ani asceci nic Rawie nie wiedzą, trudniejsza do utrzymania niż czystość dotychczasowych zakonników-czystość, którą Kościół przypisuje rodzicom Najświętszej Maryi Panny. Popęd ku drugiej płci wiedzie ku nadużyciom, które niszczą ciało i ducha. Dotąd zwalczano go uciekając od wszelkiej pokusy, zamykając w oddzielnych klasztorach męskich lub żeńskich tych, którzy pragnęli czystości. Ale pokusa ścigała ich i w celach klasztornych, we śnie i na jawie. Walczono z nią bólem i głodem, umartwianiem ciała, wiodącym do wycieńczenia ostatecznego. Mało kto się domyślał, że najdoskonalszą czystość można zdobyć najbliższym obcowaniu codziennym ze szlachetną osobą płci drugiej. A jednak świadectwa takiego doświadczenia się mnożą. Dwoje ludzi płci różnej, gdy wspólnie prosi Boga o tę łaskę, może się przekonać, że największa poufałość współżycia niekoniecznie budzi namiętne pożądania. Poznają chwile najwznioślejsze, w których zbliżenie koi ognie, zamiast je rozniecać. Wiara w takie doświadczenie innych ułatwia je tym, którzy dopiero na tę drogę wstępują. A wiara taka w możliwość czystości małżeństwa najłatwiej się udzieli w środowisku, w którym kieruje wspólnym życiem taka czysta para.

Zakon dla rodzin nie może być dziełem jednostki. Trzeba dwojga osób świętym zespolonych węzłem doskonałego małżeństwa. Istnieje wiele szczebli doskonałości małżeńskiej, podobnie jak istnieją szczeble doskonałości jednostki. Aby się ćwiczyć w tej dziedzinie, potrzebna jest rodzina. Są cnoty, które tylko we dwoje i wraz z własnym potomstwem zdobywać można. Trzeba po temu wspólnego wysiłku, wspólnego postanowienia. Ta praca nad zjednoczeniem dwojga osób płci różnej, dwojga małżonków nierozerwalnie związanych, jest jedną z najtrudniejszych prac duchowych. Przezwyciężenie trudności, przemaganie różnic między dwojgiem osób odbija się na ich otoczeniu i potomstwie. Na to, aby panowała harmonia między dwiema jednostkami różnymi płcią, wiekiem, pochodzeniem, wykształceniem, temperamentem, trzeba ustawicznego zwalczania tego, co je dzieli. Ilekroć zachodzi jakaś oczywista różnica, trzeba szybkiej decyzji, jak ją usunąć. To wymaga ustępstwa czasem z jednej, czasem z drugiej strony. Ale jeśli ustępstwo ma być skuteczne, powinno być ono zgodne z wolą Bożą, a nie z wolą tego, kto najgłośniej nalega, by jemu właśnie ustąpiono. Aby to umożliwić, należy wprowadzić w małżeństwie obyczaj wspólnej i prawie ustawicznej modlitwy, na którą oboje małżonkowie wspólnie by otrzymywali odpowiedź Bożą. Że to jest możliwe, wiedzą ci, Którzy dosyć wytrwale Boga prosili o to i cel osiągnęli. Tylko ustawiczna praktyka takiego zespolenia małżonków w Bogu buduje rosnącą między nimi harmonię, która ich opromienia nadziemskim urokiem. Całe lata pierwszych wysiłków w tym kierunku mogą mijać bez śladu, nim skutek usiłowań okaże się oczywisty dla otoczenia. Ale sami małżonkowie szybciej ten skutek spostrzegą i każde powodzenie zachęci ich do dalszy wysiłków.

Podstawą małżeństwa chrześcijańskiego jest jego zamierzona nierozerwalność. Ale w doskonałym małżeństwie ta nierozerwalność sięga głębiej niż zwykle i nie tylko zapobiega zupełnemu rozerwaniu związku, ale też wszystkim sporom i niesnaskom, które zdarzają się u pospolitych ludzi. To ciągłe usuwanie różnic jest dopiero prawdziwą wiernością małżeńską. Niewierny jest nie tylko małżonek szukający poza swym małżeństwem nieprawych związków, ale także ten, który mogąc pogodzić się z żoną pozostawia rozdźwięk lub choćby najmniejszą nie uprzejmość dla najbliższej i ukochanej istoty. Niewierna jest żona która waha się połączyć ze swym mężem w każdym szaleńczym jego porywie.

Wierność jest przedmiotem małżeńskiego ślubu, ale bywa rozumiana dosyć ciasno. Prawdziwa wierność małżeńska jest nieodłączna od wierności Bogu. Tylko dwoje ludzie wiernych Bogu może zarazem sobie wzajemnie być wiernymi.

Nowy typ zakonu, w którym najskuteczniej mogłaby się odbywać praca religijna Polaków, stwarzając wyższe formy społecznego bytu, powinien oprzeć się na cnocie wierności we wszystkich osobistych stosunkach, poczynając od wierności Bogu i narodowi, a sięgając do wierności w małżeństwie i przyjaźni. Wierność jest to zgodność czynu z myślą, wprowadzenie do życia raz zrozumiałej prawdy. W wierności zawiera się wiara lecz nie bez uczynków. Wierny jest, kto słowa danego dotrzyma, kto za łaskę otrzymaną jest wdzięczny i działa bez wahania z pomocą tej łaski, kto nie zrywa nigdy żadnej umowy, żadnego zawartego związku, kto szanuje uznane przez siebie prawo, kto chętnie ulega dobrowolnie przyjętej władzy. Przeciwko wierności my Polacy najciężej grzeszyliśmy warcholstwem, obmową zasłużonych rodaków i zrywaniem związków rodzinnych. Te grzechy przyczyniły się do upadku naszego państwa, do zrywania naszych sejmów, do uniemożliwienia wodzostwa w narodzie. Dlatego ci, którzy chcą naród odrodzić i podnieść, powinni ćwiczyć się w cnocie wierności.

To wymaga pewnej zakonnej organizacji w gminach religijnych, pod kierunkiem dobranych i wiernych sobie małżonków. Takie gminy nazwijmy kuźnicami narodowymi, a obywateli ich kowalami. Wzięto w ubiegłych wiekach symbole z rzemiosła mularskiego dla ruchu międzynarodowego zwalczającego Kościół powszechny. Mularz łączy cegły lub kamienie wapnem albo cementem i wodą. Kowal nadaje kształt metalom za pomocą ognia i stwarza w ten sposób najbardziej przydatne narzędzia cywilizacji. Dotychczas mieszkano w domach drewnianych lub murowanych – teraz nowa powstaje architektura, wznoszące się gmachy ze szkła i żelaza. Jest więc pewien kontrast między mularzem a kowalem i co do ich czynności, i co do materiałów, którymi się posługują; wolnomularstwo jest żydowskiego pochodzenia i dotąd pozostaje pod wpływem żydowskim. Przeciwstawmy mu kowalstwo polskie, wierne Bogu, Kościołowi i narodowi.

Taki zakon jest nam niezmiernie potrzebny i praca religijna w nim odbywająca się uniemożliwiłaby warcholstwo na przyszłość. Praca ta polegałaby głównie na usuwaniu różnic między rodakami przez poznawanie i wykonywanie woli Bożej. Podobnie jak małżonkowie przy współżyciu mają ustawiczną okazje do przemagania swych niedoskonałości przez wspólne ćwiczenie się w wierności Bogu, inny niezbędny stosunek w życiu zakonnym kowali jeszcze poszerza pole dla takich ćwiczeń.

Na to, żeby kowalstwo stało się poważną siłą narodową, wystarczy jedno przykazanie praktycznie sięgające do głębi życia społecznego. Niech każdy kowal ma wodza dobrowolnie uznanego, którego by się mógł radzić w każdej sprawie, i niech mu będzie wierny. Stosunek kowala każdego do swego wodza tak się różni od dawnego zakonnego posłuszeństwa, jak czystość małżeńska od dawnej czystości zakonnej. Wódz to nie przełożony, nie tyran żaden, ale ojciec i nauczyciel, człowiek bliższy Boga, do którego się udajemy po radę. Wódz kowalski nie będzie nalegał, narzucał swego zdania, lecz o ile jasno widzi prawdę, będzie usiłował ją uprzytomnić uczniowi tak, aby chętnie ją przyjął. Gdy między kowalem a wodzem zachodzi różnica, obydwaj szczerze się do Boga zwrócą i osiągną zgodę. Czasem syn we własnej sprawie jaśniej widzi swą drogę niż ojciec - za każdym razem gdy ojciec uzna słuszność zamiarów syna, sam zyska mądrość większą i siłę nadprzyrodzona, by syna od wielu błędów uchronić. Jedno słuszne ustępstwo ze strony ojca ułatwi wiele synowskich ustępstw. A każda wspólna narada, wiodąca do wspólnego postanowienia, zwiększy harmonię i wzajemne zrozumienie się między synem a ojcem, uczniem a nauczycielem, kowalem a wodzem. Obowiązek uznania jakiegoś wodza zjednoczy kowali w jedno ciało, bo wodzów odpowiednich niewielu znajdą w narodzie, a ci, którzy mogliby kierować ruchem kowalskim, łatwo między sobą się porozumiewają i wybiorą sobie jednego wodza, który by mógł ich prowadzić do królestwa Bożego na ziemi. W kowalstwie ślub wierności Bogu, narodowi i dobrowolnie uznanemu wodzowi zastąpi dawne zakonne śluby i wystarczy, aby stworzyć nowy typ zakonnika rodzinnego. Wierność Bogu okaże się przede wszystkim we wstrzemięźliwości od tego co złe. Zła jest w sferze warunków cielesnych nieczystość, objawiająca się w nadużyciu dwóch głównych funkcji organicznego życia: odżywiania się i rozmnażania. Nadużycie w zakresie odżywiania się popełniają ludzie albo co do ilości, albo co do jakości. Jedni grzeszą obżarstwem, drudzy łakomstwem, które ich ciągnie do rzeczy szkodliwych. Wśród tych rzeczy szkodliwych najgorszymi są alkohol i tytoń, więc kowale w swych gminach zaprowadzą wstrzemięźliwość od tych trucizn, jako też od nadmiaru jadła, którzy wzmaga pokusy rozpusty i lenistwa. Wstrzemięźliwość od obżarstwa, łakomstwa, rozpusty i lenistwa wynika z wierności Bogu w stosunku duszy z ciałem.

Wierność Bogu w stosunku naszych bliźnimi wyraża się w całkowitym powstrzymaniu się od obmowy, oszczerstwa i kłamstwa, co stanowi warunek wierności w małżeństwie i przyjaźni. Wreszcie z wierności Bogu wynika powstrzymywanie się od hazardu, czyli lekkomyślnego ryzykowania mieniem, czcią lub życiem . Sługa Boży uważa wszystko, co do niego należy, za powierzone mu przez Opatrzność do dobrego użytku i nie zechce przywłaszczać sobie cudzego ani tracić tego, czym ma rozporządzać. Więc gra hazardowa nie może być dopuszczona w gminie kowalskiej i kawale nie będą też brali udziału w żadnych loteriach, nawet przez państwo zalecanych jako pożyczki premiowe.

Wierność narodowi objawia się przede wszystkim w stosunku do ziemi ojczystej, której kowal nie odda w obce ręce. Także dbać będzie o unarodowienie przemysłu, handlu i wychowania, dążąc do tego ze wszystkich sił przy wszelkiej sposobności.

Tacy ludzie wierni Bogu i narodowi, wierni swym wodzom, wierni małżeństwie, ustawicznie ćwiczący się w tej wierności przez słuszne ustępstwa, wytworzą zakon narodowy obejmujący zacne rodziny i stwarzający warunki w których niepospolici bohaterzy będą mogli przychodzić na świat, by naród dźwigać z upadku. Jednak praca religijna w życiu narodowym nie ograniczy się do twórczości zakonnej, do stwarzania nowych form życia społecznego. Natchnienie religijne wyrazi się także w sztuce i wiedzy narodowej, przenikając te dziedziny w ten sposób, aby ogół pojął, że wszelkie rzetelne natchnienia od Boga pochodzi, że artysta i uczony cieszą się blaskiem, który jest słabszym odbiciem większego blasku Bożego. To śmiałe wprowadzenie świadomości religijnej do wszelkiej twórczości naukowej i artystycznej nada im pożądaną jedność i harmonie. (...)

* * *

W tych warunkach pojawią się nowe formy społecznego współżycia - nowe typy zakonników, różniących się od dawnych mnichów, a poświęconych z niemniejszą ofiarnością swoje życie nowym ideałom. Jedną z takich nowych form społecznego współdziałania jest założony przed wojną w Polsce zakon kowali, w którym odbywa się od kilku lat praca narodowa dosyć osobliwa, choć nie głośna.

Ilekroć realizacja jakiegoś zadania społecznego wymagała znacznych sił ludzkich, zawsze zachodziła potrzeba zespolenia tych, którzy wspólny cel pragnęli osiągnąć, pewnymi uroczystymi zobowiązaniami, które łączą pojedyncze jednostki w jednolite ciało. W imię tego prawa dawne zakony wymagały od swoich członków ślubów ubóstwa, czystości i posłuszeństwa, w imię tegoż prawa nowoczesne państwa wymagają od żołnierzy swych lub urzędników przysięgi wypełniania pewnych obowiązków.

Podobnie jak Kościół i państwo, także naród, szczególnie gdy ma dźwignąć się z ucisku, potrzebuje ludzi, którzy by całą duszę i całe ciało oddać chcieli sprawie jego istnienia. A na to, żeby ich zespolić, trzeba jakiegoś określonego zobowiązania, takiego, którego dotrzymanie zależy od naszej woli, aby nie narażać tych, którzy je złożą, na łamanie ślubu. Ślub ogólnej doskonałości moralnej byłby chybiony, gdyż żaden człowiek nie jest doskonały, więc co dzień wszyscy taki ślub by łamali.

Ślub ubóstwia zakonnego według dawnego ideału św. Franciszka nawet przez jego własnych uczni w zupełności nie mógł być dotrzymany, a w życiu nowoczesnym, w którym każdy ma obowiązek dbać osobiście o swe własne utrzymanie, aby nie stać się ciężarem dla innych, nie możemy nikomu zalecać ubóstwa, gdyż ono prawie zawsze pociąga za sobą żebractwo, czyli korzystanie z pracy cudzej. Ślub czystości, tak jak była ona pojmowana w dotychczasowych zakonach, jako zobowiązanie do celibatu, nie odpowiada potrzebom narodu, gdyż naród uciskany powinien się rozmnażać jak najszybciej i nie może wyrzekać się tworzenia najliczniejszych rodzin. Zresztą ślub czystości zakonnej możliwy jest tylko dla najliczniejszych rzecz pod jednym hasłem, które z luźnych jednostek mogłoby utworzyć zwarte szeregi. Wprawdzie istnieje jeszcze inna czystość, objawiona w życiu wielu małżonków, o których czytamy w żywotach świętych, a także – według powszechnego w Kościele przeświadczenia – w pożyciu małżeńskim rodziców Najśw. Maryi Panny, czystość małżeńska godna naśladowania we wszystkich małżeństwach, które pragną doczekać się niepospolitego potomstwa. Lecz ta czystość małżeńska nie może być przedmiotem ślubu, gdyż dotrzymanie jej zależy od dwojga różnych ludzi, którzy nie mogą przewidzieć, jak na siebie działać będą i w jakiej mierze będą przy współżyciu wzajemnie się kusić. Można więc ją tylko ukazać wszystkim małżeństwom jako doniosły ideał, do którego dążyć powinny, nie godzi się jednak czynić tego ideału przedmiotem ślubu, gdyż dotrzymanie takiego ślubu często mogłoby się okazać zbyt trudne, tym bardziej że wielu nie uwierzy nawet w możliwość zupełnej czystości takiego płodnego związku małżeńskiego, w którym rzeczywistym motywem zespolenia jest wyłącznie pragnienie potomstwa, nie zaś żądza rozkoszy.

Ślub posłuszeństwa zakonnego wobec ustanowionych przełożonych byłby dla nas najpożyteczniejszy, ale przedstawia inna trudność, gdyż wymaga zupełnie jawnej i stałej organizacji, w której każdy by wiedział, kto jest jego przełożonym. Taka organizacja w państwach nowoczesnych będzie narażona na uciążliwą kontrolę, a nawet na prawdopodobne prześladowanie. Utaić zaś wielkiej organizacji niepodobna, a uległość władzy tajnej, której pochodzenia nie znamy, przedstawia tyle wielkich niebezpieczeństw, że słusznie Kościół zawsze ostrzegał przed tego rodzaju związkami. Dla nas więc dawny ślub posłuszeństwa jest nieodpowiedni i musi zostać zastąpiony przez jakieś inne zobowiązanie, wytwarzające organizację nie tajną, a jednak nieuchwytną i niezniszczalną, mogącą się szerzyć bez żadnych przeszkód we wszystkich częściach świata, wbrew wszelkim prześladowaniem. Na pozór jest to zadanie niezniszczalne, a jednak łatwo się przekonać, że jest ono wykonalne.

Na to, by je umożliwić, trzeba przede wszystkim odwrócić zwykły kierunek ludzkich myśli, pragnień i dążeń. Zwykle ludzie myślą przeważnie o sobie i o tym, co im się podoba. Z takich ludzi niepodobna utworzyć idealnego legionu, gdyż się nie pogodzą. Co się jednym podoba, to innych zrażać może, a gdzie sędzia, który by ich osądził?

Tym sędzią może być tylko Stwórca, od którego wszyscy pochodzą. Lecz oni przeważnie swego Stwórcy nie znają i nawet rzadko o Nim myślą. Czy można ich zobowiązywać, by pełnili wolę Bożą?

Takie wymaganie byłoby daremne .Ale wszyscy mogą zobowiązać się do tego, że w tych przynajmniej wypadkach, w których wola Boża jest jasna, bez wahania ją spełnią. Takie zobowiązanie jest wykonalne, zależy od naszej woli i nie naraża nas na to, żebyśmy je łamać musieli. Ale aby ono było skutecznie, trzeba je poprzeć innym zobowiązaniem, a mianowicie postanowieniem, że w każdej rzeczy, którą czynimy, w każdej decyzji, w każdym przedsięwzięciu sięgniemy myślą najpierw do Boga, usiłując poznać wolę Jego. Kto szuka, ten znajdzie, kto żąda, ten otrzyma – tak nam obiecał sam Chrystus, więc możemy być pewni, że im częściej będziemy szukać szczerze woli Bożej, tym jaśniej nam się ona objawi.

Obowiązek szukania, poczynania wszystkiego z Bogiem to jest właśnie takie odwrócenie od zwykłego toku myśli i uczuć, dzięki któremu niezgodne i hałaśliwe zgraje samolubów przekształcić się dadzą w ciche, zgodne i potężne szeregi sług Sprawy Bożej. Ludzie, którzy Boga szukają, znajdują prawdziwego Boga, a znając Jego wolę nie mogą się różnić, lecz się bardzo łatwo między sobą zgodzą. Obowiązek szukania woli Bożej w każdym zadaniu ludzkim i chętnego pełnienia jej o tyle, o ile nam się jasna stała, jest określonym i konkretnym obowiązkiem wierności Bogu i może być przedmiotem ślubu, gdyż nie ma przeszkody, która by mogła uniemożliwić dotrzymanie takiego ślubu.

Ślub wierności Bogu stawia nas w szeregach tych, którzy walczą o nadejście królestwa Bożego na ziemi. Wprawdzie istnieją ludzie, którzy pozostają wierni Bogu, choć tej wierności nie ślubowali, ale uroczyste postanowienie, obietnica Bogu wyraźnie złożona, że mu wierni będziemy, może przeobrazić wielu dotąd obojętnych i nadaje temu, kto ją złożył, charakter odrębny sługi Bożego. Tylko ludzie wierni Bogu mogą skutecznie pracować nad odrodzeniem narodu, a wszelkie dążenia polityczne lub społeczne, które nie są oparte na wierności Bogu, prowadzą nieuchronnie do rozczarowań.

Z wierności Bogu wynika stała i niezachwiana wiara w opiekę Bożą nad nami, a z tym wiąże się przekonanie, że nic nam nigdy nie grozi, dopóki wierni Bogu jesteśmy. Więc wierny sługa Boży jest nieustraszony i niezachwiany w swych dążeniach w imię Boże poczętych. Opinie ludzkie go z drogi nie sprowadzą ani też potęgi ziemskie go nie zastraszą. On wierzy z całą pewnością, że w każdej chwili życia, nawet najprzykrzejszej i najtrudniejszej, ma znacznie więcej dobra, niż na to zasłużył, gdy wspomni na swe grzechy, wady i winy. Wie, że cierpienia są albo zasłużoną karą, albo przygotowaniem do nowych łask i za wszystko jest Bogu wdzięczny, wszystko do Boga odnosi.

Taki człowiek wierny Bogu nie będzie zatem na żadną dolegliwość, trudność albo przykrość narzekał, gdyż pierwszym jego odruchem, gdy go coś przykrego spotka, jest zadanie sobie pytania: jaka jest wola Boża, czego Bóg ode mnie wymaga poddając mnie tej próbie? I wnet odpowie sobie, że na pewno Bóg wymaga przede wszystkim cierpliwości, spokoju i męstwa. Gdy zaś cierpliwie i spokojnie przyjmie wszelkie zdarzenie, wnet mu się rozjaśni, co ma czynić można i należy, by zło usunąć i cierpienie własne lub cudze złagodzić.

Zwykłym odruchem ludzi na doznawanie przykrości bywa przesadna świadomość własnego bólu, bez myśli o Bogu, albo też złorzeczenie tym, których za przyczynę naszych przykrości uważamy. Ślub wierności Bogu niszczy ten nałóg narzekań, złorzeczeń i oczekiwania gorszego zła. Zaczynamy radośnie przyjmować dolegliwości jako zachętę do walki z własną słabością i przeciwnościami. Każde cierpienie jest albo spłatą dawnego długu, albo nowym kredytem na nieoczekiwaną łaskę i w obu wypadkach powinno nas cieszyć. Więc kto wierny jest Bogu, ten zarazem zawsze będzie wesoły i pogodny, zadowolony ze swego losu i pełen nadziei, że ten los się poprawi.

Wierność Bogu zobowiązuje do podwójnej modlitwy. W każdej trudności mamy prosić Boga o światło i siły, a przy każdej doznanej łasce dziękować Bogu za jego miłosierdzie. Ludzie niewierni Bogu bywają ślepi na doznane łaski i widzą w swym życiu tylko braki tego, czego innym zazdroszczą. Człowiek Boży coraz to jaśniej spostrzega, ile to Bożej łaski jest nawet w najcięższym żywocie ludzkim, a przez swą szczerą i gorącą wdzięczność najskuteczniej się przygotowuje do przyjęcia nowych i nieoczekiwanych łask.

Ślub wierności Bogu powiększa nasze odpowiedzialności, gdyż niewierność staje się dużo cięższym grzechem, gdyśmy wierność ślubowali. Ale bez wierności Bogu nadzieja na łączność ludzi w jakimkolwiek wielkim zadaniu jest płonna, więc od wierności Bogu koniecznie trzeba zacząć wszelkie takie przedsięwzięcia. Wierność Bogu wymaga ustawicznego czynu, gdyż Bóg, jako najpotężniejsze źródło siły, wszystkich wiernych mu ludzi pobudza do wysiłków. A gdy Boga przyjmiemy za sędziego naszych czynów, to zarazem otworzy się nam szerzej horyzont wieczności i przełamiemy ciasne granice doczesnego żywota naszą wyobraźnią. Już nigdy nas nie przygnębi myśl, że nasze życie musi się skończyć.

Kto jest wierny Bogu, ten czuje nieśmiertelność, nieśmiertelność tworzy i wie, że wszystko, co teraz kocha, wolno mu będzie na wieki kochać i popierać.

Takie rozszerzenie horyzontów duchowych przedziwnie przeobraża człowieka i czyni go bardziej nieustraszonym wobec wszelkich zagrożeń doczesnych. Żyjąc na ziemi już żyje w wieczności i ziemię poczytuje sobie za jedno z ciał niebieskich, na którym wieczne zbawienie można osiągnąć, nie tylko dla siebie, ale i dla bliźnich, dla całej ludzkości, jak o to prosimy w Ojcze nasz, gdy błagamy Boga o nadejście królestwa Bożego i o to, by na ziemi wola Boża działa się jako w niebie.

Otóż w pewnej mierze ten dla całej ziemi odległy ideał możemy urzeczywistnić wcześniej, przynajmniej we wszystkich stosunkach z takimi rodakami, którzy również są wierni Bogu.

Wszystkie te skutki ślubu wierności Bogu nie od razu każdemu się objawiają, gdyż różne są szczeble tej wierności, na które się stopniowo wznosimy i dźwigamy w miarę postępu w zrozumieniu celów Bożych i w miarę tego, jak zrozumiane prawa Boże stosujemy do naszego życia. Ale kto tylko na tę drogę wejdzie, ten gdy wytrwa w wierności ślubowanej, zdobędzie z czasem niezachwianą pogodę ducha, jasność celów i środków swego działania, odwagę wobec niebezpieczeństw i trudności, zrozumienie doniosłości cierpienia i wdzięczność za bóle przez Boga zsyłane.

Wśród takich sług Bożych rekrutować mamy obrońców i wskrzesicieli narodu, a w tym celu wymagać od nich będziemy wyraźnego uzupełnienia ślubu wierności Bogu przez zobowiązanie w tym pierwszym ślubie utajone, mianowicie wierności narodowi. Bóg dziś tak ludzkością kieruje, że pełnię życia ma ona w różnych narodach i każda dojrzalsza dusza posiada jasną świadomość narodową. Wierność narodowi jest tylko jednym z wyrazów wierności Bogu, lecz warto go jasno uwydatnić wobec tych, którzy jeszcze nie przejrzeli i marzą o jakiejś chaotycznej ludzkości, nie zróżnicowanej na narody. Ślub wierności narodowi zresztą zawiera w sobie wiele zupełnie konkretnych obowiązków, z których dziś dla nas najważniejszym jest utrzymanie własności ojczystej ziemi i najstaranniejsza jej uprawa, oraz popieranie wyłącznie narodowego handlu i przemysłu, czyli wprowadzenie ducha narodowego do dziedzin dotąd rządzonych przeważnie chciwością zysku i bezdusznym współzawodnictwem. Polakowi nie wolno ziemi ojczystej sprzedawać obcym, a to, czego potrzebuje dla siebie i innych, powinien zawsze kupować u rodaków, bacząc na to także, by towary były polskiego pochodzenia. Przedmioty zaś, które nie mogą być przez Polaków wytwarzane, wolno nabywać tylko wtedy, gdy ich użytek przysparza korzyści narodowi, jak np. gdy dla zdrowia potrzebujemy owoców nie dojrzewających w Polsce lub gdy dla pracy naukowej sprowadzamy zagraniczne książki czy okazy, albo gdy jakiś przedmiot doskonalej wyrabiany u obcych, a sprowadzony jako model do Polski zachęci Polaków do doskonalenia swych wyrobów. Ale nawet w tych wyjątkowych warunkach nigdy nic nie usprawiedliwi popierania handlu i przemysłu zaborczych państw ościennych lub zaborczego narodu, z którym wbrew naszej woli na naszej ziemi współżyjemy.

Czego Polak nie wyrabia, to kupujemy od Francuza, Holendra, Anglika, Szwajcara, lub Włocha, pomijając o ile tylko można, Niemca, Moskala lub Żyda. Trzeba pozakładać wszędzie towarzystwa badające pochodzenie towarów i zalecające tylko towary przez Polaków wyrabiane i sprzedawane.

Trudniejsza jest wierność narodowi na polu myśli i sztuki. Naśladownictwo wzorów obcych tak się rozpanoszyło, że z trudem się budzi myśl rodzima polska i polski ideał sztuki. A najgorzej jest w polityce, gdyż dotąd polityki polskiej prawie wcale nie mamy i każda partia walczy bronią czerpaną z obcych arsenałów. Wyzwolenie naszej narodowej polityki z zależności od obcych tradycji i metod politycznych będzie jednym z zadań polskiego życia narodowego.

Możliwość takiej istotnie polskiej polityki, o której marzył Mickiewicz, a którą w ostatnim pokoleniu usiłował zrealizować Szczepanowski, zależy od dwóch warunków.

Po pierwsze, wymagajmy od każdego Polaka, by przez całe życie coraz to głębiej poznawał ducha polskiego, wyrażonego w obyczajach, tradycjach, historii, literaturze i sztuce narodowej, oraz by zdobytą świadomość narodową szerzył wśród rodaków.

Po drugie, jeśli polski naród ma zdobyć siłę i jednolitość, trzeba, żeby każdy Polak miał uznanego przez siebie wodza i był mu wierny.

W tym wymaganiu tkwi cała tajemnica organizacji narodowej nieuchwytnej, choć nie tajnej, niezniszczalnej, choć całkiem jawnej. Stosunek do wodza, dobrowolnie uznanego, jest stosunkiem osobistym, wymykającym się wszelkiej kontroli państwowej, społecznej lub nawet towarzyskiej. Jeśli wódz ma wielu zwolenników, to każde hasło przez tego wodza rzucone będzie dla nich rozkazem, choćby taki rozkaz nie został nikomu osobiście doręczony.

A jakże łatwo jakieś hasło może przemienić życie człowieka! Takim hasłem doniosłym jest na przykład bezwzględna abstynencja od alkoholu i tytoniu, która wyzwoliła miliony ludzi od zbrodni, obłędu i degeneracji. Ale są hasła bardziej doniosłe, które jeszcze głębiej sięgają, gdyż działają na wewnętrzną postawę ducha. Takim hasłem jest obowiązek wierności Bogu i narodowi, zagwarantowany uroczystym ślubem.

Ale wierność Bogu i narodowi dałaby nam tylko wiele oddzielnych jednostek, nawet nie znających się wzajemnie. Aby je połączyć, trzeba koniecznie dodać obowiązek uległości dobrowolnie uznanemu wodzowi i uczynić go również przedmiotem uroczystego ślubu.

Z takiego bowiem ślubu wynika wiele bardzo ważnych skutków dla życia narodowego. Przede wszystkim każdy, kto taki ślub złożył i chce go dotrzymać, musi szukać kogoś mędrszego i lepszego, by uznać go za wodza. To stanowi już wielką szkołę pokory i skuteczne lekarstwo na warcholstwo. A gdyby choć część Polaków zobowiązała się ulegać wodzom swoim, to wnet ci wodzowie, obierani na zasadzie osobistej znajomości i zaufania, pozyskaliby taką władzę i potęgę działania, jakiej żaden wódz zwykłej organizacji mieć nie może.

Wierność wodzowi wyniosłaby na stanowiska naczelne w narodzie ludzi duchem najwyższych i zupełnie uniemożliwiłaby tryumfy sprytnych lub przewrotnych warchołów. Bo przecież na wodza, któremu wierność ślubujemy, możemy wybrać tylko człowieka, którego uważamy za bliższego Bogu, jeśli sami jesteśmy wiernymi sługami Boga. Ci najwierniejsi słudzy Boży przez pokorę trzymają się w ukryciu, ale rozpowszechnianie hasła wyboru wodza i wierności temu wodzowi wyprowadzi ich na widownię działania publicznego.

Trzeba jednak bliżej określić, na czym ta wierność wodzowi polega. Przede wszystkim na tym, że go bezinteresownie i regularnie informujemy o wszystkim, co czynimy i co zamierzamy oraz nic ważnego bez jego zgody nie przedsiębierzemy. Gdy zaś on czegoś wymaga od nas, powinniśmy to wykonać, o ile nie jest przeciwne naszemu sumieniu. Ale człowiek bliższy Bogu nie będzie wymagał rzeczy przeciwnej sumieniu, więc w praktyce wszelkie zastrzeżenie i ograniczenie karności upada: każdy będzie wiernie wykonywał polecenia wodza, dopóki tego wodza uznaje. A skoro ślubował wierność wodzowi dobrowolnie uznanemu, to jeśli przestanie uznawać jednego wodza, ma obowiązek natychmiastowego uznania innego, którego uważa za bardziej odpowiedniego dla siebie. Ten nowy wódz, nim go przyjmie pod swoje kierownictwo, porozumie się z poprzednim i dowie się o charakterze kandydata. Ścisłe dotrzymanie obowiązku, by zawsze mieć wodza, wprowadza do życia ustawiczne ćwiczenie się w pokorze i przez to uniemożliwia wszelkie warcholstwo.

Ślub wierności wodzowi dobrowolnie uznanemu nie zobowiązuje do bezwzględnej i dożywotnej wierności jednemu wodzowi, ale utrudnia zmiany, bo na to, by jednego wodza opuścić, trzeba znaleźć drugiego lepszego, co nie zawsze jest łatwe. Więc taki ślub, zmuszający do czynienia wszelkich ważnych postanowień w hierarchicznym porozumieniu z kimś starszym, głęboko przeobraża życie, a nawet jeszcze głębiej sięga niż dawny ślub posłuszeństwa zakonnego. Dawny bowiem zakonnik żył poza światem i nie miał możliwości wyboru przełożonego, a prawa tego przełożonego były ograniczone przez stałą i niezłomną regułę.

W nowym zakonie kowali, tak nazwanym od kuźnicy, w której powstała zasada ślubowania wierności Bogu, narodowi i dobrowolnie uznanemu wodzowi, nie ma innej ogólnej reguły, jak tylko dotrzymanie tego ślubu z wszystkimi jego konsekwencjami, a reguła życia dla każdego kowala bywa indywidualnym wynikiem jego porozumienia z wodzem, nawet w tak osobistych sprawach, jak wybór powołania, zawarcie małżeństwa lub rozporządzanie majątkiem. Ilekroć kowal chce coś postanowić, szuka kogoś starszego duchem i bliższego Bogu, kto by jego postanowienie potwierdził.

A gdy każdy kowal nie tylko poradzi się wodza swego we wszystkim, co przedsięweźmie, ale także odda do jego rozporządzenia część swoich zarobków i dochodów, to w ręku wodza gromadzić się będą tym znaczniejsze środki, im więcej będzie miał zwolenników.

Gdy ten obyczaj stanie się powszechny w narodzie, dojdziemy do tego, że ludzie najwyżsi duchem będą także mieli największe środki materialne do rozporządzenia swego, co umożliwi wcielanie w czyn ich najwyższych ideałów.

Jaka część dochodów każdego kowala ma być oddana do rozporządzenia wodza, to zależy od jego szczerego porozumienia z wodzem. Ale nie należy opuszczać wodza więcej wymagającego dla innego, który mniej wymaga, bo wybór wodza ma należeć jedynie do naszego przekonania o jego wierności Bogu, nie od trudności materialnych, jakie może związek z nim wytworzyć.

Kto złoży ślub wierności Bogu, narodowi i wodzowi dobrowolnie uznanemu, ten jest kowalem i nie potrzebuje żadnej sankcji zewnętrznej, aby się w pełni czuć kowalem, dopóki pozostaje wierny ślubowi. Organizacja jednolita kowali wytwarza się sama, bez zabiegów organizacyjnych, bez działania zewnętrznej powagi, zatwierdzającej powyższą regułę, której cała siła tkwić będzie w przyjęciu jej przez sumienia. Charakter kowala wynika z wyżej określonego powszechnego prawa wierności Bogu, narodowi i wodzowi dobrowolnie uznanemu. Kto prawo uznaje i działa zgodnie z nim, ten chociażby o innych kowalach nic nie wiedział, będzie kowalem i postępując zgodnie ze ślubem kowalskim nieuchronnie zetknie się z innymi kowalami, gdyż liczba ludzi odpowiadających wymaganiom, jakie stawiać musimy wodzom kowali, jest niewielka, tak, że już po krótkim czasie istnienia ruchu kowalskiego wszyscy się wzajemnie poznają i wspólnie wodza naczelnego kowali polskich sobie obiorą.

Ruch ten nie wymaga zatem innej propagandy jak szerzenie hasła hierarchii ducha. Wszędzie, gdzie są Polacy, mogą powstawać koła kowali, zbierające doświadczenia z życia zgodnego z hasłami tu wyrażonymi. Tylko praktyka takiego życia wykaże, o ile hasła dadzą się zastosować do współczesnych Polaków. Jeden żywy przykład jakiegoś żywota marnego uszlachetnionego przez ślub kowalski więcej znaczy dla rozpowszechnienia kowalstwa niż wiele przemyśleń zebrań i dyskusji.

O tym, jakie jest życie pod hasłem hierarchii ducha, czyli wierności Bogu, narodowi i uznanemu wodzowi, mogą naprawdę wiedzieć tylko ci, którzy przeszli próbę życia zgodnego z tym hasłem, a próba ta wcale nie jest łatwa, szczególnie dla ludzi ambitnych, obraźliwych i szukających źródła zła w innych, zamiast siebie poprawiać. Centralizacja nie idzie tu do góry, lecz do dołu, nie jest wynikiem zaczepnej agresji, lecz pokornego, dobrowolnego poddawania się starszym duchom. Nikt nie ma prawa proponować siebie komuś na wodza; każdy może tylko przyjąć wodzostwo mu ofiarowane przez innego. Wszelka zaborczość duchowa jest wykluczona.

A gdy dobrze zrozumiemy ślub kowali, to przekonamy się, że wódz wcale nie musi nadzwyczajnie górować duchem nad swymi zwolennikami. Dobrym wodzem może być człowiek zwyczajny, który odpowiedzialność swego wodzostwa bierze poważnie i głęboko. Na to, by ruch kowalski miał siłę i skuteczność cały nacisk trzeba kłaść na wierność Bogu przede wszystkim.

Tylko między ludźmi wiernymi Bogu skuteczny być może ślub wierności dobrowolnie uznanemu wodzowi, gdyż tylko tacy ludzie będą w stanie tego ślubu dotrzymać. Gdybyśmy wyższość wodza mierzyli miarą jedynie ludzkich uzdolnień, jak np. wykształcenie, doświadczenie lub inne zalety, to nigdy byśmy przy żadnym wodzu nie wytrwali. Wodzem dla każdego kowala może być tylko ten, kto jest naprawdę bliższy Bogu, i tylko z bliskości Boga wynika powaga jego wodzostwa. Bo celem naszym jest pełnienie woli Bożej, a nie woli jakiegoś ludzkiego wodza.

Wodzów wybieramy wśród ludzi, aby uchronić od błędów w rozpoznawaniu woli Bożej i aby dzięki ojcostwu wodza wytworzyć braterstwo istotne między jego duchowymi dziećmi. Tutaj w pełni się stosuje radosny okrzyk Słowackiego:

„Synowie Boży jesteśmy! Czem jutro, jeszcze nie wiemy (…) Każdy silny, o pół kroku, ku Bogu świat pchnąć dzisiejszy, a jutro jeszcze silniejszy!”

Ale sprawa Boża, tak jak ją pojmował wówczas Słowacki pod wpływem Towiańskiego, z różnych powodów nie rozwinęła się dotąd. Dziś trzeba w nowej formie podjąć to hasło Sprawy Bożej i nadać mu taki kształt, by mogło być ono stosowane wszędzie tam, gdzie Polacy żyją, bez zależności od jakiegoś jednego mistrza czy inicjatora, jako hasło wynikające z głębokiej potrzeby narodu przez warcholstwo ciągle osłabianego. Warcholstwo jest straszną wadą narodową, która niszczy wiele dobrych przedsięwzięć, a wyzwolić nas może jedynie rozpowszechnienie przekonania o koniecznej potrzebie bezwzględnej wierności Bogu, podpartej przez życie w hierarchii ducha, polegające na tym szczególnie, by każdą ważniejszą decyzję powziąć w zgodnym porozumieniu z kimś lepszym i mędrszym. Skoro Chrystus obiecał nam, że tam, gdzie dwóch w Jego imię się zbierze, tam On będzie nimi, to wielką tę obietnicę szczególnie można zastosować do narad każdego człowieka ze swym wodzem. Postanowienia w ten sposób powzięte będą bardziej skuteczne niż te, jakie każdy człowiek sam, bez naradzenia się z kimś uczyni.

Jeśli kilku kowali gdziekolwiek złoży ślub wierności Bogu, narodowi i dobrowolnie uznanemu wodzowi - naturalnie ślub dożywotni, który na całe życie zobowiązuje i stanowi o charakterze jego życia - to choćby oni stanowili grupę nie mającą żadnych stosunków z innymi kowalami, zaraz mogą zacząć nowe życie i mieć świadomość tego, że swoim życiem przyczyniają się do przybliżenia królestwa Bożego na ziemi w ogóle, a więc i do wskrzeszenia Polski niezależnej w szczególności.

Być może Polaków uznających doniosłość tego ślubu znajdzie się z początku niewielu, ale gdziekolwiek ten ruch się rozwinie, choćby na najmniejszą skalę, kowale karni wobec swych wodzów rychło zaczną stanowić znaczną siłę w stosunku do swej liczebności, gdyż skutkiem naturalnym tego ślubu okaże się rozwój pewnych cech w jednostkach, które go szczerze złożą i dotrzymają.

Człowiek wierny Bogu z natury rzeczy będzie koniecznie dzielny. W dzielności mieści się odwaga, lecz dzielność jest czymś więcej, choć jest przede wszystkim odwagą, nie tylko wobec zewnętrznych niebezpieczeństw, ale również wobec pokus wewnętrznych. Dzielność nie zgadza się ze strachem ani gniewem, ani złością, ani nienawiścią.

Człowiek dzielny nie boi się niczego i nikogo, gdyż czuje nad sobą nieustanną opiekę Bożą i ustawicznie doświadcza prawdy, że nie ma złego, co by na dobre nie wyszło. Każdą przykrość lub dolegliwość wita z radością, jako nową okazję do ćwiczenia się w cierpliwości, sprawności, wytrwałości, jakby miłą zabawę, w której siły się ćwiczą bez wielkiego trudu. Nic go nie przerazi, choćby cios za ciosem spadał na niego nieoczekiwanie - we wszystkim jeszcze zdoła dojrzeć opiekę Bożą i doczeka się cierpliwie i doczeka się pożądanego wyjaśnienia, dlaczego Bóg właśnie taką drogą go prowadzi a nie inną.

Nie tylko nie boi się tego, czemu zaradzić sam zdoła, lecz nigdy też nie zapowiada takiego zła, które jeszcze nie nadeszło, gdy nie ma danych do przewidywania, że nadejdzie. Zapowiadanie zła, nie udania się zacnych przedsięwzięć jest nałogiem osłabiającym duszę, podobnie jak pijaństwo ciało nasze osłabia.

Człowiek dzielny także nie gniewa się nigdy na nikogo i nie obraża się, gdyż wie, że ci, którzy w innych gniew budzą, sami bywają nieszczęśliwi, potrzebujący miłości i miłosierdzia, choć zewnętrznie mogą się wydawać mocarzami. Jeśli oni innych krzywdzą, nie minie ich kara Boża, więc nie warto się na nich gniewać, lecz jeśli to jest naszym zadaniem, trzeba ich poprawiać lub karać, zawsze z nadzieją, że się nawrócą i złe drogi porzucą.

Dzielny człowiek nie ma niechęci do nikogo, zawsze każdemu gotów jest służyć, nawet wrogowi, jeśli to jest możliwe bez uszczerbku Sprawy. Również nikomu nie zazdrości, bo wie, że sam ma tyle, ile znieść może, a Bóg nikomu za mało nie daje, tylko każdemu więcej, niż zasłużył. Cierpliwy jest i roztropny, zawsze czynny i ćwiczący się we wszelkiej sprawności.

W dzielności tkwi także pracowitość i najlepsze wykorzystanie czasu własnego oraz tych, którymi kierujemy. A nadto należy do dzielności spokój, pogoda ducha, wesołość i wytrwałość w każdym przedsięwzięciu. Dzielny człowiek na nikogo się nie ogląda, od nikogo nie wymaga pomocy, ale rad ją przyjmuje, gdy mu dobrowolnie zostanie ofiarowana. Co zacznie po dobrym rozważeniu celu i poznaniu woli Bożej, to zawsze doprowadzi do końca i nie da się zarazić żadnymi przeciwnościami. Wszystkie te zalety wyrażamy jednym słowem: dzielność, a dzielność jest wynikiem wierności Bogu i wyrasta z tych, którzy wierności Bogu dochowują.

Druga cnota kowalska, także wynikająca z wierności Bogu, może być ogólnie nazwana rzetelnością w słowie i w czynie. Człowiek rzetelny nie rzuca słów na wiatr, obce mu są gadatliwość i kłamstwo, a szczególnie obmowa. Nawet jeśli wie coś złego o kimś, nie będzie o tym rozpowiadał, chyba że znajdzie poważna tego potrzeba wobec grożącego komuś niebezpieczeństwa. Tajemnic mu powierzonych nigdy nie zdradzi, zobowiązań swych zawsze dotrzyma i odznacza się punktualnością. Pracę wykonuje sumiennie i dokładnie, a przez to nabywa sprawności. Długów nie zaciąga bez poważnej potrzeby i nigdy nie wymaga kredytu od kupców, u których kupuje artykuły codziennego spożycia, bo spożywa tylko to, na co uprzednio zarobił i za co zapłacił. Nie prosi przyjaciół o pożyczki ułatwiające życie nad stan, nie udaje ani bogatszego, ani bardziej wykształconego, niż jest w istocie.

Na rzetelnego człowieka słabsi mogą zawsze liczyć w trudnościach, gdyż on sam swą pomoc chętnie im ofiaruje, gdy spostrzeże jej potrzebę. W rzetelności tkwi też sprawiedliwość dla wszystkich w najróżniejszych stosunkach, co zupełnie wyklucza możliwość wyzysku słabszych lub głupszych.

Ludzie rzetelni potrafią być wierni przyjaźni i miewają wielu prawdziwych przyjaciół. Wartość przyjaźni mierzy się jej trwałością wśród antagonizmów i burz ludzkiego życia. Łatwo wytrwać w dobrej przyjaźni, gdy nie ma między przyjaciółmi konfliktu interesu lub przekonań, gdy wzajemnie sobie pochlebiają i dogadzają. Lecz ludzie rzetelni wyrażają swym przyjaciołom szczerze swe zdanie i umieją pomimo różnic opinii pozostać przyjaciółmi.

Prawdziwa, nierozerwalna przyjaźń możliwa jest tylko między ludźmi wiernymi Bogu - i tutaj należy też najszlachetniejsza miłość małżeńska. Przy mniejszym natężeniu uczuć, które stanowią podstawę przyjaźni, mamy życzliwość, uczynność, litość i miłosierdzie. Wszystkie te cnoty płyną z tego samego źródła co najwyższy wykwit uczuć osobistych łączących ludzi między sobą, zwany przyjaźnią.

Człowiek życzliwy, uczynny, litościwy, miłosierny ma w sobie warunki, by doświadczyć w życiu prawdziwej przyjaźni, gdy spotyka wyjątkowo bliską duszę. Rzadko gdzie można znaleźć tak trwałe i szczytne przyjaźnie jak w zakonach. W każdym razie można powiedzieć, że zakon kowali, jeśli w nim zjednoczą się ludzie rzetelni i dzielni, odznaczać się będzie pięknymi przykładami ich wiernej przyjaźni między sobą i każdy bliższy związek duchowy raz zawarty będzie w nim trwał wiecznie.

Czwartą cnotą naczelną kowali będzie wstrzemięźliwość od nałogów szkodliwych dla duszy i ciała. Pierwszym takim nałogiem jest obżarstwo i pokrewne mu łakomstwo, które są nadużyciami w zakresie odżywiania się, jednej z głównych potrzeb cielesnych. Obżarstwo dotyczy ilości, łakomstwo jakości jadła, napoju i nawet zaspokajania powonienia. Dlatego należy tutaj zaliczyć używanie napojów alkoholowych i tytoniu, stanowczo potępiane przez wszystkich kowali.

Drugim nałogiem, będącym w ścisłym związku z obżarstwem, jest rozpusta, czyli spaczenie funkcji płodności przez pogoń za rozkoszą bez względu na skutki. Rozpusta najgorsza to grzeszne pogrążanie się w rozkoszy małżonków sakramentem połączonych, pod pretekstem, że im wszystko wolno, bo są poślubieni. Rozpusta małżeńska dlatego jest najgorsza, że odbija się na gatunku potomstwa, podczas gdy inne, bardziej jaskrawe i rażące odmiany rozpusty pozostają przeważnie bezpłodne, więc szkodzą jedynie samym rozpustnikom. Małżeństwo ma na celu płodność i wszelka rozkosz nie uwzględniającą tego celu jest nadużyciem, za które pokutują najbardziej dzieci z takich małżeństw zrodzone. Gdy małżonkowie nie chcą mieć potomstwa i nawet zapobiegają swej płodności, stają się niewierni nie tylko Bogu, ale także narodowi, który potrzebuje najliczniejszych obywateli.

Z obżarstwem i rozpustą bardzo ściśle wiąże się lenistwo. Ludzie leniwi czas tracą własny, a nieraz cudzy wskutek licznych zawodów, jakie sprawiają, gdy przez ociężałość opóźniają wszelką zbiorową pracę. Naturalnie bywają również niesłowni i niepunktualni. Obżarstwo, rozpusta i lenistwo, choć ducha znieprawiają, mają swe główne źródło w ciele i niszczą sprawność ciała. Lecz często nawet ci, którzy unikają tych nałogów zupełnie, ludzie wstrzemięźliwi w jadle, czyści w stosunkach z drugą płcią i energiczni w działaniu, cierpią jednak na inną niewstrzemięźliwość, nie mniej szkodliwą, a nawet jeszcze gorszą, gdyż pierwsi najwięcej sobie szkodzą, a drudzy bliźnim.

Jest to przede wszystkim niepowściągliwość mowy czy gadatliwość, bardzo niedogodna dla kowala. Z gadatliwości wynika plotkarstwo, gdyż człowiek gadatliwy jest powierzchowny, więc dużo mówi, najłatwiej jest mu mówić o przywarach bliźnich, o ich błędach i grzechach. Broni się tym, ze mówi prawdę, a nie zastanawia się nad tym, ile to prawd niemiłych można powiedzieć o nim. Obmowa jest czymś złym nawet wtedy, gdy nie zawiera fałszu, bo szerzenie prawd ujemnych o bliźnich zawsze szkodzi, nie tylko bliźnim, ale i w samej cnocie. Każda wiadomość o czyimś upadku jest pokusa do grzechu.

Są z resztą formy obmowy, które dotyczą niezbadanych tajemnic duszy ludzkiej, np. gdy komuś zarzucamy brak miłości. O każdym, nawet najlepszym człowieku, można zgodnie z prawdą twierdzić, że mu brak miłości. O każdym, nawet najlepszym człowieku, można zgodnie z prawda twierdzić, że mu brak miłości, gdyż szczeble miłości są nieskończone i nikt za wiele nie kocha. Lecz ten komunał zarazem staje się fałszem, jeśli oskarżyciel mniema, że sam ma więcej miłości niż oskarżony. Tutaj on sam siebie osądza, bo nigdy człowiek kochający bliźnich innym zarzuca braku miłości. Przeciwnie, miłujący innych u wszystkich przypuszcza podobna miłość, szczególnie u tych, od których doznał dobrodziejstw. A typową cechą niewdzięczników jest to, że tym, od których miłości doznali, zarzucają właśnie brak miłości.

Z gadulstwa oprócz obmowy wynika także narzekanie i zapowiadanie zła, które powinno być wśród kowali zwalczane bezwzględnie. Gdy ktoś rozpocznie coś dobrego, nie zapowiadajmy, że się nie uda, jeśli sami nie chcemy w zacnym przedsięwzięciu wziąć udziału.

Gorszym od gadatliwości nałogiem jest kłamanie i związane z nim oszczerstwo, które od obmowy trzeba odróżnić. Mówienie nieprawdy, jako nałóg duszy niskiej, wynika zwykle z braku dzielności i rzetelności; człowiek rzetelny brzydzi się kłamstwem i jest zawsze szczery, choć może czasem nie być zupełnie otwarty, gdy chodzi o zachowanie jakiejś ważnej tajemnicy.

Jedna tylko jest dziedzina, w której czasem formalnie zaprzeczenie jakiemuś prawdopodobnemu faktowi może być usprawiedliwione, to jest gdy chodzi i obronę czci, szczególnie kobiecej, przed złośliwą niedyskrecją zawistnych plotkarzy i oszczerców. Ale to nie może być uważane za kłamstwo, gdyż oszczercy zwykle istotnej prawdy nie znają, tylko na tle prawdy fałsze snują. Więc zaprzeczenie takim fałszom jest obroną prawdy, gdyż faktu nie można oderwać od oświetlenia, w którym jest podany, a fakt fałszywie oświetlony już nie jest prawdą.

Jeśli na przykład ktoś odebrał złodziejowi swoją własność, a złodziej oskarża okradzionego o kradzież, to mamy prawo mu zaprzeczyć, nawet jeśli nie możemy zdradzić okoliczności, w jakich skradziona własność została odzyskana.

Poza takimi wypadkami, na szczęście dosyć rzadkimi, wszelkie inne kłamstwo musi zostać potępione, choć ani nie figuruje ono w katechizmie wśród grzechów głównych, ani też nie jest wyraźnie zabronione w przykazaniach Mojżeszowych. Gdy kłamstwo przybierze formę oszczerstwa, staje się jedną z najstraszniejszych szkód, jakie bliźniemu wyrządzić możemy. Poza oszczerstwem kłamstwo się panoszy we wszelkiego rodzaju hipokryzji i próżności, w udawaniu tego, kim nie jesteśmy, a za kogo uchodzić byśmy chcieli. Takich hipokrytów należy demaskować i upokarzać, ale nie godzi się ich obmawiać.

Wreszcie do nałogów szkodliwych, niezgodnych z duchem kowalstwa, zaliczamy wszelki hazard, to jest lekkomyślne ryzykowanie mienia, czci lub życia. Nie chodzi tu jedynie o karciarstwo i loterie, które są najpospolitszymi formami hazardu, ale o hazard w postępowaniu, o bezplanowość działania, o bezmyślne zachcianki, o kaprysy i zbytki, które tak często plamią życie ludzi zamożnych lub wybitnych umysłowo. Jest w każdym hazardzie nieroztropna chęć łatwego uzyskania korzyści, bez trudu i zasług, co zupełnie się nie zgadza z dzielnością ( choć zdarzało się, że dzielny skądinąd mąż nie wstydził się nazwać siebie ryzykantem).

Hazard zatem powinniśmy wykluczyć z życia kowali na równi z kłamstwem i gadatliwością. Wszystkie te trzy nałogi mają to wspólnego, że wprowadzają do życia fałsz, z udawania kogoś, kim się nie jest, spaczenie kierunku, w którym należałoby wykorzystywać swą energię.

Dzielność, rzetelność, przyjaźń, walka z nałogami ciała i duszy – to są owoce wierności Bogu i narodowi pod kierunkiem wodza dobrowolnie uznanego. Jeśli kto twierdzi, że wodza nie można sobie znaleźć, to najczęściej grzeszy brakiem pokory. Ale są ludzie, których można zaliczyć do kowalstwa, choć nie mają innego wodza nad sobą, jak tylko Boga. To są ci, którzy naprawdę nauczyli się sami rozumieć wolę Bożą i otrzymali od Boga pewne powołanie do spełnienia wśród rodaków. Takich ludzi nazywamy czynicielami Sprawy i odróżniamy ich od uczestników Sprawy.

Prawdziwy czyniciel składa dowody swego powołania w owocach swego działania. Nie wystarczy, by on sam siebie uważał za czyniciela, trzeba uznania dobrowolnego innych – dopiero gdy znajdzie dusze, które mu się powierzą, zaczyna istotnie czynić Sprawę i czyni ją tak długo, jak długo trwa łaska Boża nad nim.

Czasem się trafia, że po pewnym okresie działania czyniciel Sprawy czuje potrzebę skupienia i odosobnienia. Wtedy usuwa się od ludzi i od Sprawy, którą czynił, a swym zwolennikom albo wskazuje innego wodza, albo pozostawia im zupełną wolność wyboru dalszej drogi.

Jedną z form bezpośredniego z Bogiem obcowania jest doskonałe małżeństwo, wspólnie Bogu służące w ten sposób, że mąż wodzem jest dla żony, a żona dla męża, to znaczy że każdą ważną decyzję tylko razem i za obopólną zgodą podejmują, nawet gdy ta decyzja dotyczy nie spraw wspólnego pożycia, lecz odrębnej działalności męża lub żony.

Taka istotna równość duchowa małżonków jest bardzo rzadka, lecz tym cenniejsza, bo różnica płci stanowi gwarancję równowagi, gdy oboje mają wspólne natchnienia. Słowacki opisał takie małżeństwo w "Królu Duchu", wprowadzając do poematu Mieczysława i Dąbrówkę jako tak doskonałą parę, która dla narodu była podwójnym wodzem.

Kto w ten sposób nie umie bezpośrednio z Bogiem obcować, kto nie otrzymał jasno i wyraźnie od Boga samego powołania do czynienia określonej Sprawy, ten wierność swą Bogu i narodowi zabezpieczyć może tylko wiernością wobec dobrowolnie uznanego wodza, który powinien być choćby trochę dojrzalszy duchem i doświadczeniem.

Z początku tej praktyki trudności wydadzą się ogromne, niejeden kowal na wielu z kolei wodzach się zawiedzie, nim znajdzie jednego, na którym będzie mógł polegać.

Ale nie mamy racji wątpiąc w możliwość takiej nieuchwytnej organizacji, jaką będzie stanowić hierarchia ducha wymagana w kowalstwie. Wszak w Kościele od dawna gorliwsze dusze mają stałych kierowników sumienia, choć wybór był ograniczony do duchowieństwa, stanowiącego zaledwie tysięczną część obywateli. W kowalstwie wybór wodza nie jest ograniczony ani stanem, ani wykształceniem, ani wiekiem, ani pozycją społeczną, jedynie starszeństwem duchowym, a kto nie ma zbyt wielkiego mniemania o sobie ten łatwo znajdzie kogoś, kto nad nim duchem góruje.

Reguła życia każdego kowala musi być indywidualna i zależeć od jego wodza. Dwa są główne rodzaje czynności ludzkich: praca i zabawa. Praca jest to wysiłek celowy, zmierzający do czegoś w przyszłości. Zabawa jest to ruch ducha lub ciała znajdujący w teraźniejszości swój cel i zadowolenie.

Dawne zakony gardziły zabawą i dopuszczały tylko jako zło konieczne rekreację, czyli rozrywkę. W kowalstwie trzeba się starać, by każda praca stała się miłą zabawą, by można było działać i pełni życia używać w teraźniejszości, choć się dla przyszłości pracuje.

Daleka to droga, nim wszelka praca zostanie tak uduchowiona i od przymusowej poniekąd roboty odróżniona. Dziś w każdej pracy jest jeszcze dużo bezdusznej przymusowej roboty. Podobnie też w naszych zabawach jest za wiele rozrywki lub gry hazardowej. Uszlachetnienie zabawy, współżycia towarzyskiego, zbliżenia serdecznego dusz, należy niewątpliwie do zadań poważnych.

Życie, które jedynie na pracy upływa, jest jednostronne i ciasne. Zabawa nie powinna być uleganiem słabości i niedoskonałości ludzkiej, lecz przeciwnie wykwitem pracy ludzkiej, żywym doświadczeniem już w doczesności wiecznego żywota bez troski. Warto nawet dużo pracy poświęcić na przygotowanie podnoszącej ducha sprawy. To, co dla innych jest pracą, dla innych bywa szlachetną zabawą, jak np. dobry teatr jest zabawą dla przejętych nim widzów i dla niektórych najlepszych aktorów, pracą dla wielu innych uczestników widowiska. Zabawą może być wycieczka w góry lub nad morze dla ochoczych uczestników, pracą organizacja takiej wycieczki. W każdym razie godzi się szlachetnej zabawie wyznaczyć poważne miejsce w życiu ludzi, którzy dzielnie i rzetelnie służą Bogu i narodowi, a przy tym żyją w przyjaźni i walczą ze złymi nałogami, szpecącymi życie.

Chodzi jednak o to, by zarówno praca, jak i zabawa odbywały się zawsze w obliczu Boga, z pełną świadomością wierności Mu ślubowanej. Wtedy zaciera się granica między pracą a modlitwą: każdy wysiłek w pracy jest krzykiem do Boga. Przy takiej zbożnej pracy pojawia się coraz to częściej i nawet w najpowszechniejszych zajęciach czynnik twórczości, opromieniający życie nadludzkim światłem natchnienia Bożego.

Dotąd twórczość bywała przywilejem ludzi wyjątkowych – artystów lub uczonych. Ale kto żyje z Bogiem i wobec Boga, ten zdoła twórczość wnieść do każdego ludzkiego zajęcia, gdyż Bóg jest źródłem natchnień, a natchnienie służy nie tylko do zdobywania prawdy lub wyrażania piękna, lecz także do przeobrażenia w duchu Bożym wszystkich naszych obyczajów i stosunków.

Praca, zabawa, modlitwa, twórczość – to są główne przejawy życia poświęconego Bogu. Ludzie dzielni, rzetelni, przyjaźni i wstrzemięźliwi będą umieli sprawnie pracować, ochoczo się bawić, gorliwie się modlić, a we wszystkim objawiać nowe życie, płynące z natchnienia, w miejsce dawnego życia z nałogu i przyzwyczajenia.

Tacy ludzie utworzą harmonijne rodziny, w których można się spodziewać pięknych, zdolnych, dzielnych i wiernych rodzicom dzieci. Na tej drodze potrzebują kowale pewnego praktycznego wtajemniczenia, żywego przykładu po Bożemu prowadzonego domu, a takie domy, czyli szkoły kowalskiego życia, nazywamy kuźnicami.

Kuźnica to nowoczesny klasztor, w którym rodzina jednego z wodzów kowali, otoczona młodszymi, kieruje ich wysiłkami, objaśnia nastręczające się im trudności, uczy harmonii i zgody, a przez to wytwarza w pamięci domowników niezatarte wspomnienia początków nierozerwalnych przyjaźni.

Kuźnice będą różne, zależne od charakteru, wykształcenia i zajęcia kierowników. Ale na początek jest najpotrzebniejsza kuźnica, w której by opracowywano dobre książki dotyczące ducha narodowego polskiego i zawierające to, co każdy Polak wiedzieć powinien. Musi to być warsztat umysłowy, w którym każde dzieło byłoby opracowywane równolegle przez kilka niezależnych od siebie umysłów, aby wykluczyć indywidualną jednostronność i doprowadzić do możliwie największej obiektywności. Taka kuźnica powinna stać się ogniskiem wydawniczym, zasilającym ruch kowalski, a zarazem pracownią doświadczalną, w której wszelkie sposoby wpływu mocy ducha na słabości ciała oraz higieny ciała na wysiłki ducha byłyby przedmiotem umiejętnych badań.

Na założenie takiej kuźnicy potrzeba środków, ale w miarę jej rozwoju praca uczestników zapewni dochody z wydawnictw, uprawy roli do kuźnicy należących i przedsięwzięć przemysłowych lub handlowych, jakie w miarę udziału ludzi twórczych zostaną z kuźnicą związane.

Taka ekonomiczna niezależność kuźnicy od ofiar jest bardzo pożądana, gdyż nie możemy uznać sprzeczności między dążeniem do życia doskonałego, a sprawnością życiową tych, którzy się w tym celu łączą. Kuźnica nie jest dla niedołęgów, lecz dla ludzi, którzy potrafią na swe utrzymanie i na wychowanie swych dzieci zarobić pożyteczną dla ogółu pracą.

Dopiero gdy doświadczenie pokaże, że można żyć w kuźnicy zgodnie z pewnym ideałem higieny ducha i ciała, a przy tym normalnie zarabiać na utrzymanie własne i rodziny, byt kuźnicy uzyska trwałe i poważne podstawy. Celu tego nie da się od razu osiągnąć, gdyż w początkach istnienia kuźnicy dużo sił i czasu trzeba będzie użyć na doświadczenia nieproduktywne, dopóki nie dobiorą się ludzie odpowiedni, związani ze sobą nierozerwalnie i nie stworzą warunków stosownych dla swojej pracy.

Ten wstępny okres doświadczeń przygotowawczych trwać może latami, ale zawsze trzeba mieć cel przed oczyma i dążyć do utworzenia w kuźnicach warsztatów wytwórczości materialnej lub duchowej, mającej obiektywną wartość dla otoczenia.

Reguła życia w kuźnicy musi zależeć od potrzeb indywidualnych każdego uczestnika i ulegać zmianom w miarę, jak te potrzeby się zmieniają, a także zależnie od zmian w składzie uczestników kuźnicy. Ta elastyczność reguły nie wyklucza pewnych ogólnych przepisów, jak jarskie odżywianie się, wczesne wstawanie, wspólna modlitwa, zupełne wykluczenie napojów wyskokowych i tytoniu. Ale życie, gdy ma być twórcze, musi rozwijać się swobodnie, więc każdy uczestnik kuźnicy będzie miał okresy odosobnienia, w których usunie się od udziału w życiu wspólnym. Główna praca duchowa uczestników kuźnicy ma polegać na zbliżeniu się do tych, którzy kuźnicą kierują, i na świadomym korzystaniu z ich bogatszego doświadczenia życiowego. Taka praca jest skuteczna tylko przy żywej inicjatywie młodszych wobec starszych i przy ciągłym zwracaniu uwagi na staranne wykonanie każdego zadania im poruczonego.

Stwarza to wielkie pole do namysłu i do ćwiczenia się w unikaniu błędów. Niezmiernie doniosłą rolę odegra tutaj ton upomnień udzielanych przez starszych i sposób, w jaki te upomnienia będą przyjmowane przez młodszych. Aby upomnienie było skuteczne, trzeba, żeby wynikało ze szczerej życzliwości upominającego i nie zdradzało niecierpliwości, gniewu ani oburzenia. Także nie warto przywiązywać nadmiernej uwagi do zaniedbań błahych, jeśli nie powtarzają się często. Częste powtarzanie błędu jakiegoś błahego staje się znaczące przez to, że zdradza zły nałóg, z którym należy energicznie walczyć.

Z drugiej strony najbardziej umiejętne upomnienia nie pomogą, gdy są niewłaściwie przyjmowane. Upominany nie powinien się obrażać, lecz być szczerze wdzięczny za upomnienie i postanowić sobie poprawę. Jeśli podstawą kierownictwa duchowego jest wzajemne zaufanie do dobrej woli kierującego i kierowanego, to wymagać musimy zupełnego wykluczenia wszelkiej podejrzliwości w tym stosunku. Obie strony radośnie pracują nad wspólnie umiłowanym celem, a wzajemnie sobie ufając winny wzajemnie sobie pomagać.

Nawet jeśli uczeń uważa jakieś upomnienia za wyjątkowo niesłuszne, więcej zyska pokornie je przyjmując, niż wszczynając dyskusje lub domagając się uniewinnienia, bo łatwiej młodszemu przyjąć nawet niezasłużone upomnienie, niż starszemu dalej upominać, gdy słuszna uwaga należycie przyjęta nie została. Starszy niech upomina wedle swego przekonania, skoro go sobie młodszy obrał za kierownika. Lepiej jest znieść kilka niesłusznych upomnień, niż wyrzec się pomocy, jaką dają słuszne upomnienia.

Obowiązkiem starszych w kuźnicy jest zawsze zwracać uwagę na przekroczenia młodszych, obowiązkiem młodszych jest z tych upomnień korzystać, jak umieją, bo tylko na takiej podstawie będą się doskonalić. W życiu kuźnicy wysiłki skierowane ku wiernej służbie Bogu bardzo zależą od tego, jak upomnienia są udzielane przez starszych i jak są przyjmowane przez młodszych. Starsi często zaniedbują ten obowiązek przez miłość własną, aby się nie narażać na dąsy młodszych, młodsi natomiast zamiast wdzięczności czują nieusprawiedliwiony żal do starszych, gdy upomnienie im się nie podoba. Każde takie zaniedbanie obniża ton słowa i czynu w kuźnicy i oddala jej uczestników od ideału, dla którego się zjednoczyli.

Ideałem tym jest życie w wierności Bogu, w zgodzie z sobą i z otoczeniem bezpośrednim, również dążącym do tego celu. Takie życie w otoczeniu obojętnym lub nawet wrogim naszemu ideałowi byłoby bardzo utrudnione; jeśli więc w kuźnicy gromadzą się jedynie ludzie zdecydowani na ciężką pracę nad sobą, to przez wspólność celu i dążenia są już sobie pomocni i pobyt w kuźnicy jest dla nich okazją do stopniowego wyzwalania się z najgorszych wad i błędów, przez co zyskują siły do wyrobienia w sobie dzielności i rzetelności. Ale tę pracę nad sobą muszą wykonywać sami i nie powinni się spodziewać, że w tym ich ktoś wyręczy. Wszelka kontrola zewnętrzna dotyczyć może tylko czynów i ruchów spostrzegalnych, a tu chodzi o ruchy myśli i uczuć niewidzialne, którymi tylko sam człowiek pokierować może tak, aby czuł zawsze obecność Bożą.

Współżycie w kuźnicach przedstawia ogromne trudności dla samolubów i odwrotnie – samolub może bardzo utrudnić zadanie ludziom dobrej woli swą niechęcią, ufnością i niewdzięcznością. Na takie próby narażać się bezkarnie może tylko zespół doskonale się wzajemnie rozumiejących się i kochających kowali. W takim otoczeniu niejeden samolub się nawróci i przeobrazi w dzielnego i rzetelnego człowieka. Lecz kto chce podołać zadaniom, ten nie powinien przyjmować ciężarów nad siły, a współżycie z kimś niechętnych jest jednym z największych ciężarów. Więc dla utrzymania szlachetnego tonu w kuźnicy wielka roztropność w wyborze nowych uczestników jest wskazana, szczególnie w początkach bytu każdej kuźnicy.

Trzeba dobierać ludzi naprawdę gotowych do wszelkiej ofiary i do rzetelnych wysiłków, aby wytworzyć wyższy typ życia. Często pięknie piszą i mówią o wysokich aspiracjach ci, którzy dla własnej wygody i bez własnej ofiary chcieliby obcować z ludźmi lepszymi od siebie, aby ich ofiarność wyzyskiwać. Takich trutniów, pomimo ich pięknych obietnic, strzeżmy się i nie sądźmy ludzi wedle tego, co mówią i piszą, lecz wedle tego, co robią.

W kuźnicy udział w pracy nad utrzymaniem ładu i porządku, z którego wszyscy korzystają, musi być obowiązkowy dla wszystkich, niezależnie od wysokości ofiar materialnych, jakie kto na utrzymanie kuźnicy składa. Ofiary te nie są zapłatą za otrzymane korzyści (gdyż tych korzyści, jeśli są rzeczywiste, żadne pieniądze nie opłacą), ale dowodem na to, że uczestnik ze wszystkich sił chce poprzeć sprawę, w której udział bierze. Dlatego kuźnica nie może przyjmować ludzi, którzy na pobycie w niej chcieliby robić oszczędności, a jeśli jakiś zamożny człowiek chce być przyjęty do kuźnicy, trzeba wymagać od niego, by składał ofiarę równą wydatkom, jakie w świecie na swe potrzeby lub zbytki ponosił, a nadto by chętnie pełnił wszelkie polecenia kierowników dotyczące służby współuczestnikom.

W kuźnicy bogactwo nie powinno dawać przywilejów, lecz tylko zwiększone lecz tylko zwiększone nakładać obowiązki, gdyż inaczej obecność jednego bogacza psułaby całą atmosferę kuźnicy.

Także nauka i wykształcenie nie może zwolnić nikogo w kuźnicy od służby przez pracę rąk, gdyż ta służba jest niezmiernie ważnym polem dla pracy duchowej. Ale zakres usług wymaganych od każdego będzie zależał od uznania kierowników, którzy ocenią nie tylko to, jakie usługi są dla całości wspólnego życia potrzebne, lecz także to, jakie odpowiadają siłom danego uczestnika. W takim życiu wzajemnej służby rozwija się prawdziwa dzielność, bo dzielnym nie jest ten, kto chętnie robi to, co mu się najbardziej podoba, lecz ten, kto chętnie podejmuje się zadań trudnych, do których nie przywykł.

Wyrobione w kuźnicy cnoty powinny znaleźć szersze zastosowanie i dlatego dla większości uczestników kuźnicy pobyt w niej jest tylko czasową próbą, po której kowal wraca do świata lub tworzy nową kuźnicę. Tym się kuźnica różnić ma od dawnych klasztorów, że nie jest stałym schronieniem dla tych, którzy uciekają od świata, by stworzyć sobie życie doskonalsze, lecz szkołą życia, z której wychodzą dzielni i rzetelni kowale, bardziej świadomi swych nieśmiertelnych celów i gotowi do walki ze światem.

Kowalstwa nie jest celem wyodrębnienie ze świata ludzi dążących do pewnej wyższej doskonałości, lecz podniesienie świata na wyższy szczebel we wszystkich stosunkach ludzkich, świadoma służba bliźnim w celu takiego przeobrażenia tych stosunków, by lepiej odpowiadały wierności Bogu, rozwój nie tylko jednostek, ale i całych narodów. Podobnie jak jednostka szlachetna podnosi swe otoczenie, także naród wierny Bogu we wszystkich dziedzinach swego życia, począwszy od rolnictwa, handlu i przemysłu aż do polityki, nauki i sztuki, podnosi ludzkość i zniewala do naśladowania inne narody.

Podobnie jak szlachetna jednostka tylko w otoczeniu podobnych do siebie jednostek może zaznać szczęścia, tak samo naród wierny Bogu może swe najistotniejsze cele osiągnąć jedynie wśród narodów również Bogu wiernych, pracujących wspólnie i zgodnie nad urzeczywistnieniem królestwa Bożego na ziemi. A zatem kowalstwo, choć jest ruchem polskim, z natury rzeczy ogarnie też inne narody, może pod inną nazwą, lecz zawsze opierając się na tym haśle naczelnym: wierność Bogu, narodowi i wodzowi uznanemu.

W tym haśle tkwi siła ogromna, przywracająca ład, harmonię, szczęście w ludzkości upadłej i zwyrodniałej, podzielonej na wrogie sobie obozy i ludy. Gdy każdy uczestnik kuźnicy będzie miał przed oczyma obraz tej ludzkości odrodzonej, dla której na miarę swych skromnych sił pracuje, wszelki wysiłek skierowany ku przełamaniu własnych złych nałogów, a budowaniu w sobie i w otoczeniu dzielności i rzetelności stanie się łatwy. Świadomość związku między naszymi wysiłkami a celem tęsknoty wieków nadaje tym wysiłkom charakter udziału w bohaterskiej walce o najwyższe dobro, dla którego warto nie tylko życie utracić, ale także to życie, jakie mamy, wytrwale uszlachetniać.

Nie ma tak ciężkiego położenia osobistego, w którym nie można by czegoś dokonać dla innych i dla odległego nawet celu odrodzenia ludzkości, gdy człowiek szuka woli Bożej i pełni ją ochoczo. A dla nas droga ku odrodzeniu ludzkości prowadzi przez odrodzenie narodu. Naród nasz, rozdarty waśniami ludzi i stronnictw, zarażony obcymi wpływami paczącymi ducha, zapominający o Bogu w pogoni za urojonymi dobrami, potrzebuje karnych legionów ludzi, którzy by się poświęcili na służbę nieustanną i dali innym wzór życia pracowitego, spokojnego wśród walk, pełnego szczęścia wśród przeciwności.

Takich ludzi można wychować w kuźnicach, gdy dobrowolnie poddadzą się kierownictwu swych wodzów, obieranych spośród najdojrzalszych duchem. Wyższość duchowa łatwo się odkrywa, gdy sami do niej darzymy, a uznanie tej wyższości, powołanie do kierownictwa środki najpewniejsze dla uskutecznienia owej wielkiej przemiany, na którą z takim upragnieniem czekają uciskane narody.

Nie wymagamy tu niczego nadzwyczajnego, niczego niemożliwego, lecz tylko tego, co jest konieczne potrzebnym, co życie znakomicie ułatwia i zarazem upiększa. Hasła kowali nie są wymysłem ludzkim, lecz wszystkie opierają się wyraźnym prawie Bożym. Prawo to, głęboko wyryte w sumiennych ludzkich, jest niewątpliwie jasne dla wielu; ażeby z nich utworzyć armię, trzeba tylko, by wszyscy, którzy zrozumieli słuszność tych haseł, zaczęli je w życiu stosować bez wahania, nie dali się zrazić przeciwnościami. Nagrodę znajdą bezpośrednią w wielkiej przemianie własnego życia i w zetknięciu przyjaznym z ludźmi o tym samym przyjaznym dążeniu. Przyjaźń sług Bożych między sobą jest na ziemi najwierniejszym obrazem tego szczęścia, jakie nam gotuje wieczne zbawienie. W duszach wiernych Bogu znajdujemy blaski natchnienia Bożego, którego uchyla zasłony wieczności.

W żadnej mowie ludzkiej nie wyrażono prawd Bożego życia piękniej i jaśniej, niż to uczynił Mickiewicz, Słowacki, Krasiński, Cieszkowski, Wyspiański i wielu nawet po mniejszych pisarzy. A ci, którzy widzieli ziemię narodowi obecną, pozostawali dotąd osamotnieni i ginęli na pustyni objętości ludzkiej, nie mogąc wcielić swych ideałów w życie. Nawoływali oni wszyscy do czynu z myślą zgodnego, a nie zdołali zgromadzić wokół siebie zwolenników dążeń swoich i nawet legion Mickiewicza pozostał jedynie świadectwem wielkości serca, które go pragnęło stworzyć. Wiele takich wzniosłych zamiarów spełzało na niczym, bo i nasz naród umie wskazywać na męki swych proroków.

To doprowadziło niektórych Polaków do rozpaczy i zwątpienia, do naśladowania w życiu swym wzorów obcych, wreszcie nawet do tego protestu największego w ostatnim pokoleniu poety, który wołał „poezjo precz! jesteś tyranem!” Ale ten sam poeta modli się do Boga: „daj nam poczucie siły i Polskę daj nam żywą, by słowa nie spełniły nad ziemią tą szczęśliwą. Jest tle sił w narodzie, jest tyle mnogo ludzi; niechże w niech duch twój wstąpi i śpiące niech pobudzi. Niech się Królestwo stanie nie krzyża, lecz zbawienia. O daj nam, Jezu Panie, twą Polskę objawienia!”

A objawienie tej Polski, która będzie, dane nam w jasnowidzeniach naszych Wieszczów i myślicieli, wymaga naszego czynu własnego, by stało się ciałem. Czyn ten od nas zależy, nie ma przemocy, która mogła mu zapobiec. Prawdą wiekuistą pozostają słowa Konrada uwięzionego: „Ludzie, każdy z was mógłby, samotny, więziony – myślą i wiarą zwalać i podźwigać trony”.